W kanonicznej pułapce

Kanony piękna. Gdyby nie istniało podobne zjawisko, prawdopodobnie poziom szczęścia na naszej planecie wzrósłby kilkakrotnie. Wszak to przez te głęboko zakorzenione kanony, dzielimy rzeczy wokół siebie na ładne i brzydkie. Niestety równie często stosujemy je do oceny własnej atrakcyjności, nasze ciało natomiast, wbrew wszystkiemu, lubi wychylać ponad ustalone z góry normy.

Od lat artyści, malarze, rzeźbiarze i poeci opiewali piękno kobiecych kształtów. Dzisiaj poematy nie mają już takiego znaczenia, ich role przejęły kolorowe czasopisma oraz modne programy w TV. Propagowany jest obraz kobiety atrakcyjnej, szczupłej, która podporządkowuje swoje ciało do ozdobnej roli. Makijaż, zabiegi pielęgnacyjne i retusz zawodowych grafików przekłamują rzeczywistość, pokazując nam kobiety doskonałe, których w rezultacie w realnym świecie znaleźć niepodobna. To miraż, sen, klapki, które ograniczają naszą zdolność widzenia i postrzegania. Bo co z tymi, które nie wpisują się w jeden słuszny i obowiązujący kanon? Wygnanie i życie na marginesie społeczeństwa?

Człowiek sam ustala definicje piękna. Matka Natura jest mniej wybredna, tworząc swoje dzieła z interesującą różnorodnością. Człowiek ocenia je miarką własnego gustu i społeczno kulturowych uwarunkowań. To, co niegdyś uznawano za piękne, dziś określamy mianem brzydoty. Dzisiejsze kanony piękna także nie są stałe i nadmiernie trwałe. Być może kształt naszej sylwetki będzie kiedyś odzwierciedleniem marzeń i snów.

Warto więc tak krytycznie podchodzić do własnego ciała, martwiąc się, że nie spełnia pewnych określonych norm? Może powinniśmy znaleźć w sobie siłę, żeby przeciwstawić się takiemu porządkowi i zaznać prawdziwego zadowolenia z własnego wyglądu. Zadowolenia, które wywołane będzie wysoką samooceną, nie zaś ostrą krytyką postronnych gapiów.